DZIEŃ 4 / DAY 4: CECI N’EST PAS L’HISTOIRE / RELACJA

fot. Maciej Zakrzewski

Zacznijmy od zagadki: „są różne kontynenty, co wiedzą podróżnicy, lecz ten jest najciekawszy – tam żyją ludzie dzicy”. O jakim kontynencie mowa? Dochodząc do źródła, z którego zaczerpnięta została łamigłówka, otrzymamy odpowiedź: Afryka. Jednak korzystając ze wskazówek, udzielanych wczoraj na Półwiejskiej, można by spokojnie zaryzykować odpowiedź: Europa. Dużym nadużyciem nie byłoby też doprecyzowanie rozwiązania i powiedzenie, że może chodzić o Polskę, Poznań, odcinek „deptaka” między Starym Browarem a Starym Marychem. Zanim jednak sam sobie zarzucę, że tymi słowami mógłbym obrazić lub o cokolwiek oskarżyć część wczorajszej publiczności (tylko po to, żeby za chwilę z uznaniem kiwnąć głową w stronę drugiego wycinka audytorium), odtworzę jedną z pierwszych scen, która odegrała się przy „Ceci n’est pas l’histoire”.

Żaluzje instalacji podnoszą się po raz pierwszy. Oczom widzów ukazuje się czarnoskóry mężczyzna z łańcuchem przykutym do nogi. Siedzi w kącie gabloty, opierając się o szybę. Obok niego leży miska wypełniona fistaszkami, które co jakiś czas przegryza. Ustawiona przed nim czarna tabliczka informuje, że występ rozpocznie się za 15 minut. Większość widzów reaguje śmiechem. Mama prosi dziecko, żeby stanęło przed „klatką”, chce zrobić zdjęcie „na pamiątkę”. Pomysł podchwytuje jeszcze kilkoro innych rodziców. Niektóre z dzieci się boją, próbują uciekać. Inne dumnie pokazują przerzedzone mleczaki, czekając na „pstryk!”. Performer, zmieniając tabliczki, informuje, że występ już za dziesięć, potem pięć minut. Wreszcie zaczyna się wyczekiwany popis. Mężczyzna wstaje, przeciąga się, po czym wykonuje serię akrobacji ku uciesze dokumentującej go publiczności. W tle słychać piosenkę Fasolek, fragment której przytoczyłem wcześniej („Afryka dzika”). Uszy więdną mi ze wstydu, a brwi unoszą ze zdziwienia. Widzę podobne reakcje u niektórych widzów. Pozostali klaszczą, kiedy rolety opadają. Jeszcze teraz, pisząc, odczuwam wczorajszy dyskomfort bycia świadkiem opisanej sytuacji. Grupa studentów komentuje: „Czuję się jakbym obserwowała rodzinne, niedzielne spacery w zoo”. „Chodź, Magdusiu, zrobimy Ci zdjęcie z żyrafą” – ironicznie kontynuuje jeden z nich.

Podczas kolejnych odsłon dzieci pukają w okienko gabloty. Odskakują, kiedy mężczyzna w środku, uderza w odpowiedzi dłonią o szybę (zainstalowany jest na niej mikrofon kontaktowy, więc każde dotknięcie od wewnątrz skutkuje hałasem). Przejeżdżający rowerzysta zatrzymuje się na chwilę. W trakcie rozmowy od razu odwołuje się do dyskomfortu, jaki mu towarzyszy – „Czuję się bardzo źle, stojąc w tym tłumie. Mam wyrzuty sumienia od samego patrzenia na tę pracę”. Pani w średnim wieku też nie kryje zakłopotania, chociaż wydaje się ono mieć swoje źródło gdzieś indziej – „Dzisiaj jestem trochę zniesmaczona. Jak można było zamknąć tutaj tego człowieka, jak eksponat jakiś!”. Dociekliwość nakazuje mi dopytać czego dokładnie dotyczy jej niesmak, przypominając, że w poprzednich odsłonach „Ceci n’est pas…” przecież także obserwowaliśmy ludzi. Odpowiada: „Dzisiaj ten pan robi tutaj te akrobacje, je orzeszki, ludzie stoją i się gapią. Jak można było kazać mu tam wejść? Nie rozumiem”. Między wierszami jej wypowiedzi dostrzegam dobre intencje. Zastanawia mnie jednak, dlaczego mówi o uprzedmiotowieniu akurat tego dnia. Czyżby mogło to wynikać ze skonfrontowania widza z niechlubną historią nieludzkiego, przedmiotowego traktowania ludzi? I co bardziej zastanawiające, dlaczego dopiero tego dnia pojawiło się przypuszczenie, że performer nie podejmował świadomej decyzji o byciu częścią instalacji?

Tym, co wyróżniało wczorajsze reakcje od poprzednich były pierwsze próby przekazania wiadomości performerowi. Podczas kolejnej serii zdjęć pamiątkowych z ludzkiego zoo A.D. 2016, do gabloty podeszła dziewczyna i w swoim kalendarzu napisała dużym literami „SORRY FOR THE POLISH CROWD”, po czym przycisnęła kajet do szyby. Inna kobieta próbowała pogratulować odwagi i próby podjęcia dyskusji na temat poprawności politycznej, kolonializmu i rasizmu, wystukując wiadomość na telefonie, który przyłożyła do ściany kubika.

Wraz z upływem kolejnych godzin gromadziło się coraz mniej widzów, a obserwacji dokonywali raczej w milczeniu, od czasu do czasu komentując krótko: „To jest mocne”. Niektórzy podziwiali kondycję i muskulaturę, inni zdobywali się na krótkie podsumowania (np. „Kiedyś to się nazywało niewolnictwo, teraz performans”). Od osiemnastej mało kto decydował się zatrzymać, przechodnie umalowani w barwy narodowe zmierzali do barów, znajomych, czy innych miejsc, gdzie ogląda się mecze. Nasuwa mi się wniosek, że może (upraszczając bo audytorium było dzisiaj bardzo zróżnicowane) żywą, emocjonalną reakcję dużej i złożonej publiczności wzbudza ten, kto oferuje więcej prostych bodźców. Tym samym okrzyki kibiców, słyszane z okien na Półwiejskiej są głośniejsze niż próby mierzenia się z trudnym obrazem i uaktywnienie w sobie wrażliwości. Przygniatająca większość reakcji na pokazywane  dzieło oparta była na przekonaniu, że jest ono zaproszeniem do wspólnego zdjęcia, klaskania i rodzinnej rozrywki a nie do refleksji czy rozmowy. Zajście jakiejkolwiek widocznej przemiany cywilizacyjnej, a w bliższej perspektywie – mentalności społecznej, zajmuje wiele pokoleń. Nadzieja pozostaje jednak w tym, że według teorii długiego trwania sformułowanej przez francuskiego historyka Fernanda Braudela, to właśnie te zmiany odcisną najwyraźniejsze ślady w zapisie naszych dziejów. Oby obfitowały w więcej zrozumienia, empatii i szacunku dla jakiegokolwiek „innego”.

Wojciech Wołocznik

 

English version:

Let us start with a riddle: “There are various continents, as most travellers realise, but one is more intriguing, where people live uncivilised.” What continent is this? According to the source of this riddle, the answer is “Africa.” However, if we based our answer on the cues observed yesterday in Półwiejska Street, we could easily say “Europe.” And it would not really be an exaggeration if we made the answer more specific: “Europe, Poland, Poznań, the stretch between Stary Browar and the Stary Marych statue.” But before I berate myself for possibly offending or accusing the spectators (only to give a nod of approval to a section of the audience several lines later), I will recount one of the first scenes that played out in front of Ceci n’est pas l’histoire.

The roller shutters go up for the first time. A dark-skinned man appears before the viewers with a chain fastened to his leg. He is sitting in the corner of the booth, resting his back against the glass. Next to him is a bowl of peanuts which he snacks on from time to time. A signboard in front of him says that the show will begin in fifteen minutes. Most viewers respond with laughter. A mother asks her child to stand in front of the “cage” so she can take a photo. Several other parents follow her lead. Some of the children are scared and try to run away. Others proudly show off their incomplete milk teeth as they wait for the camera to click. The performer changes the signboard to inform the audience that the performance will start in ten, and later, in five minutes. Finally, he gets up and does a series of acrobatics to the delight of viewers who are recording everything. In the background, you can hear Afryka dzika (Wild Africa), a song by Fasolki (a group of child singers), from which the riddle in the opening paragraph is taken. My ears are dying from embarrassment and my eyebrows are raised in shock (even now, as I am writing this, I still feel the discomfort of witnessing the situation), whilst some students are quite sarcastic: “It feels like watching a Sunday trip to the zoo,” and “Come here honey, let’s take a picture of you with a giraffe.”

During the subsequent scenes, some children knock on the booth. They jump back startled when the man inside hits the glass with his hand in response (there is a contact microphone on the glass, hence every time it is touched, it makes quite a noise). A cyclist stops for a while and expresses his discomfort: “I feel very bad standing in this crowd. I feel guilty just from looking at this piece.” A middle-aged woman also feels uncomfortable, albeit the source of her unease seems to lie elsewhere: “I’m a bit appalled today. How could you close that man in there, like some kind of exhibit?” My inquisitiveness makes me ask her what exactly she is appalled about, and I remind her that in the previous instalments of Ceci n’est pas… we also observed people. “Today, the man is doing acrobatics here, eating peanuts, and people are standing and staring. How could someone make him go in there? I don’t understand.” Between the lines of what she said, I can see her good intentions, but I still wonder why she mentions objectification on this particular day. Could this be caused by the confrontation of the spectator with the shameful history of the inhuman treatment of other people as objects? Moreover, why did it take until now to assume that the performer did not make an informed choice to take part in the installation?

What made yesterday’s responses really stand out from the previous ones were the first attempts to communicate with the performer. In between another series of snapshots from the human zoo of 2016 AD, a young woman wrote in capital letters “SORRY FOR THE POLISH CROWD” in her notebook and pressed it against the glass. Another woman congratulated the performer on his courage and the attempt to start a debate on political correctness, colonialism and racism by typing her message on her telephone which she also pressed against the wall of the booth.

As the hours went by, there were less and less spectators. Most of them observed the installation in silence making some rare comments like “This is really powerful.” Some admired the performer’s fitness and musculature, whereas others made some short conclusions, for example, “Once, they called it slavery, now it’s a performance.”  After six o’clock, hardly anyone decided to stop at the booth. With national colours painted on their faces, the passers-by hurried towards bars, their friends’ homes or wherever it is that you watch football. Consequently, I thought (and this is a huge oversimplification because the audience today was quite diverse) that a dynamic and emotional reaction in a large and complex audience is caused by those who offer a greater range of simple stimuli. Hence, the reactions of football fans heard from the windows at Półwiejska Street were louder than any attempts to confront our sensitivity to diversity. An overwhelming majority of people saw the invitation to reflect on and talk about this work of art as an invitation to pose for group photos, to clap their hands and to be entertained with their families. Any apparent civilisational shift, and in a closer perspective, a shift in public mentality, takes many generations. But there is hope because according to Braudel’s theory of the longue durée (long term), such shifts will leave the most noticeable marks in the sands of our history. Let us hope that these marks display a greater understanding, empathy and respect for any kind of “other”.

tłumaczenie: Marta Walkowiak