DZIEŃ 7 / DAY 7: CECI N’EST PAS NOTRE DESIR / RELACJA

fot. Maciej Zakrzewski

Wydaje się mi się, że dotarłem do punktu, w którym rola obserwatora interakcji publiczności z każdą kolejną odsłoną „Ceci n’est pas…” coraz bardziej wtapia się w rutynę mojej codzienności, a strumień przechodniów ulicy Półwiejskiej staje się coraz mniej anonimowy. Coraz trudniej jest też o oczywiste podsumowania i przejrzyste wnioski. Łatwo jest poddać jednoznacznej interpretacji pojedyncze i wyróżniające się w algorytmach zachowań tłumu emocjonalne i skrajne reakcje. Ich nadmiar jednak zaczyna się jawić jako odgrywanie przez widzów próby generalnej spektaklu o pożądanych zachowaniach społecznych; niezależnie od tego, czy wyrażają tolerancję, akceptację, zgodę, czy postawy zgoła odwrotne. „Ja już tu byłem wcześniej. To są lalki” – powiedział ktoś.

Mnożą się głosy empatii i zrozumienia wobec performerki, która staje się reprezentantką szerokiej kategorii pn. „niepełnosprawność”. Pewna pani zauważa: „wszystkich ludzi trzeba traktować normalnie, z godnością”. Ktoś inny stwierdza, że „niepełnosprawnych zamiata się pod dywan. To jest niewidzialna grupa w społeczeństwie”. Jakiś czas później przechodząca obok instalacji turystka konkluduje: „Akceptacja jest czymś, co trzeba pielęgnować i o co trzeba bezustannie dbać, jak ziarno albo drzewo. Tego się nie da osiągnąć, jeśli nie przefiltruje się postawy akceptującej przez własne doświadczenie. Właśnie dlatego wydaje mi się, że istnieje potrzeba poruszania tego tematu w przestrzeni publicznej”. Dojrzałych, przemyślanych i budujących opinii jest więcej.

Z drugiej strony, zdarza się, że obok akceptacji i zrozumienia pojawia się przykra, oparta na współczuciu i żalu forma empatii.  Młode dziewczynki chcą robić zdjęcia. Jedna z nich mówi do drugiej: „nie rób, nie rób. Mi jest jej żal”. W tym kontekście pojawiają się też głosy dotykające sedna dzisiejszej konfrontacji: „Smutne to jest, bo przecież ona jak normalny człowiek też odczuwa pożądanie”. Z tłumu daje się też wyodrębnić zupełnie przeciwstawny, pytający głos: „Dlaczego traktuje się ludzi niepełnosprawnych jak ludzi, którzy nie mają takiego życia jak inni – zawsze z litością, na specjalnych warunkach?”

Nagle na dzisiejszej karuzeli niejednoznacznych opinii miejsce litości zajmuje podziw. Performerka staje się milczącą bohaterką dzisiejszych narracji. Przechodząca dziewczyna krzyczy podekscytowana: „She’s fabulous, I love her!”. Następnie kobieta zatrzymuje się podczas przejażdżki rowerowej żeby pokazać przez szybę krótkie podziękowania napisane na odwrocie paragonu (to jest już zresztą kolejny raz, kiedy zapisane kartki notatników i pogniecione papierki z dna plecaka stają się medium bezpośredniej komunikacji publiczności z performerami). Tłumaczy, że chciała podziękować, bo bardzo irytuje ją „promowanie jednego, określonego, sztucznego modelu kobiety”. Sama mówi, że ma pewną niepełnosprawność i nie cierpi „kultury botoksu” i kanonów piękna wyznaczanych przez możliwości Photoshopa.

„Oh, that’s creepy as hell” – ktoś nie przebiera w słowach, a inna osoba zauważa: „To jest nieludzkie”. Nie wiem jednak, czego dotyczą komentarze; samej niepełnosprawności, czy barowego kontekstu nadanego jej w ramach instalacji. Słowa kolejnej osoby są już bardziej dosłowne: „Sama ta forma, że jest to szyba na środku ulicy i wszyscy się patrzą – to jest okropne”.

Tym samym, wczorajszy dzień, prawie pozbawiony nieprzychylnych komentarzy, zamiast zadowolenia przyniósł mi nadprogramową porcję wątpliwości. Kim są ludzie, z którymi dziś rozmawiałem? Co rzeczywiście mogę stwierdzić na temat dzisiejszych słów, które padły w odpowiedzi na zadane w „Ceci n’est pas notre désir” pytanie? Na ile te słowa odnoszą się rzeczywiście do otwartości, tolerancji, zrozumienia i akceptacji (lub ich braku), a na ile są pewną wyuczoną formą reakcji na trudny temat odmienności? Tak, jak w przypadku mamy, która miała problem z wytłumaczeniem dzieciom, „dlaczego pani jest taka mała”, bo nie wiedziała, jaki język był w tym przypadku jest politycznie poprawny. Wreszcie, czym jest niepełnosprawność i co mieści ta szeroka kategoria? Na ile rozmawialiśmy dziś o akceptacji wobec niepełnosprawności, a na ile o empatii wobec drugiego człowieka? Jeśli można pomiędzy tymi zagadnieniami postawić znak równości, to na ile rzeczywiście pozwalamy empatii kształtować nasze uczestnictwo w społeczeństwie i bierzemy pod uwagę np. planowanie dostępności? Kim są ludzie, którzy, być może z powodu tzw. niepełnosprawności, nie mogli być obecni przy instalacji, zobaczyć jej i porozmawiać o niej dzisiaj ze mną?